Także tego

O sprawie kard. George'a Pella

written by woju on 7.04.2020 22:00 CEST

Cały świat żyje koronawirusem, więc ta informacja prawdopodobnie przejdzie bez echa. Jednogłośną decyzją australijskiego High Court, JE George kard. Pell, kardynał-prezbiter S. Maria Domenica Mazzarello, były już prefekt Sekretariatu d/s Ekonomicznych, został w cywilnym procesie karnym ostatecznie uniewinniony od ciążących na nim zarzutów przestępst seksualnych przeciwko dwóm chłopcom, członkom chóru kościelnego.

Afera nie jest jeszcze zakończona, ponieważ czekają nas jeszcze sprawy cywilne, które niemal na pewno zostaną uruchomione, a także dochodzenie Kongregacji Nauki Wiary, które miało wystartować po zakończeniu świeckich procedur, ale nie wygląda, jakby miało się zakończyć innym rezultatem (lakoniczny komunikat Watykanu nic na ten temat nie mówi). Są jeszcze jakieś niepubliczne wyniki badań komisji, o której niewiele wiem, a która też podobno zajmowała się problemem i nie publikowała raportu, żeby nie wpływać na wyniki sprawy.

Cała sprawa przypomina, że bezpodstawnych, medialnych wyroków ferować nie wolno, i to nie tylko dlatego, że nader często bywają niesprawiedliwe wobec osoby ostracyzmowanej (a przynajmniej ich wartość, jako niepopartych prawdziwymi dowodami, jest delikatnie mówiąc wątpliwa). Dużo gorszym rezultatem jest, kiedy ludzie się dowiadują, że osoba bezpodstawnie oskarżana jest niewinna. Zawodzi to nadzieje wielu grup, zwłaszcza tych walczących o sprawiedliwość dla ofiar przestępstw seksualnych przeciw nieletnim. To jak to — mieliśmy walczyć o sprawiedliwość, a teraz trzeba przyznać rację znienawidzonemu hierarsze?

Będzie trzeba mu wypłacić pieniądze za kilkanaście miesięcy bezpodstawnego pozbawienia wolności, jak ofiary molestowania od kilkudziesięciu lat nie mogą się doprosić nie tylko odszkodowań, ale nawet prostego przyznania się do winy?

Była przez długi czas w europejskim systemie feudalnym (w dużej mierze opartym na administracji Kościoła katolickiego) taka tradycja, że heretycy przeciwko Magisterium (i w związku z tym aparatowi lokalnej władzy), nawet jeśli się nawrócili i odszczekali, co mieli odszczekać, to byli dożywotnio więzieni, żeby ich zwolennicy, albo byli zwolennicy, się nie zbierali i żeby się nie robiły schizmy (i nie podkopywano systemu władzy, wtedy mieszającego władzę świecką i Kościelną). Uwolnienie heretyka wysyłałoby zły sygnał potencjalnym naśladowcom.

Dokładnie taki jest argument środowisk ofiar (wiele z nich z pewnością są naprawdę ofiarami). Pani adwokat rodziny jednej z rzekomych ofiar (wychodzi na to, że tak naprawdę nie był on ofiarą) tłumaczy, że są zszokowani i że stracili zaufanie do wymiaru sprawiedliwości. Siostra innej rzekomej ofiary jest bardziej zainteresowana, jak zareagują inne ofiary, niż prawdą w tej sprawie. No bo skoro są ofiary, to żeby sprawiedliwości się stało zadość, to trzeba kogoś skazać, nie? A uniewinnienie kogoś niewinnego to straszna krzywda dla ofiar.

Dlatego tak potwornie ważna jest zasada domniemania niewinności. Nawet sądy mają z nią problem, bo często zdarzają się skazania na postawie np. tylko notatki służbowej jakiegoś strażnika gminnego, wbrew zeznaniom świadków etc. W końcu coś musiał zrobić, skoro go policja oskarża, nie? Kto wie, może pan Sebastian, słynny kierowca seicento, miał szczęście, że go stuknęli politycy i się nim zainteresowały media, bo jak by trafił na zwykły radiowóz, to podzieliłby los pana Igora Stachowiaka i pewnie wielu innych nieznanych z nazwiska, których policja najpierw pałuje, a potem pyta, dlaczego.

Wszystkie wymienione sprawy, pozornie różne (zwłaszcza różnią je reakcje mediów), łączy problem poszukiwania prawdy 1. Przestępstwa seksualne w Kościele (i inne przestępstwa zresztą też) to zbyt poważna sprawa, żeby można było uświęcać środki celem. Kluczowa jest prawda, która leży tam, gdzie leży. I winnych należy szukać, ale pod warunkiem, że faktycznie są winni.

Prawdy dobrze się szuka w ciszy, której warto pogratulować papieżowi Franciszkowi. Do tego potrzeba odwagi na obie strony, bo milczenie bywa często mylone z zamiataniem po cichu spraw pod dywan.


  1. Jest jeszcze jeden, malutki problem, że w sądach nie ma czegoś takiego jak prawda. Jest prawda formalna, która do prawdy ma się tak, jak demokracja ludowa do demokracji. Ale to jest temat na innego posta.