Także tego

Desiderio desideravi

written by woju on 1.08.2022 12:50 CEST

Przeczytałem sobie list „Desiderio desideravi” (w nieoficjalnym tłumaczeniu ks. Michała Chmiela), i komentarz ks. Macieja Zachary MIC.

Autor komentarza narzeka, że wydanie Desiderio desideravi oraz Traditionis custodes jest działaniem „jątrzącym” i „przemocowym”, gdzie indziej pisze o „wojn[ie], którą papież postanowił wytoczyć liturgii «trydenckiej»”, chyba nie zauważając retoryki środowisk tzw. tradycyjnych pod adresem reszty Kościoła. Dopóki szło im z górki, byli aktywni w zasadzie na wszystkich polach dyskusji, na każdym kroku podkreślając rzekomą wyższość ich liturgii nad „novus ordo” (w ich ustach to jest epitet, cf. wiadoma strona, której linka tutaj nie godzi się wklejać). Po Summorum pontificum bardzo szybko zrobili na polskiej Wikipedii „stronę ujednoznacznającą”, gdzie jak ktoś wpisze „Ryt rzymski”, to ich ryt jest przedstawiany na równi z normalnym. Po Traditionis custodes jakoś tak szybcy nie byli (https://pl.wikipedia.org/wiki/Ryt_rzymski).

Traditionis custodes jest wyraźnie napisane, że powstało po konsultacjach z biskupami. Można się tylko domyślać, jak musieli być zniecierpliwieni czekaniem, aż tradycjonaliści ogarną swoje ekscesy i zaprowadzą jakąś kontrolę nad najbardziej radykalnymi przedstawicielami swojego środowiska. Kiedy to się nie stało, ktoś po prostu przystąpił do wycięcia nieurodzajnego krzaka, który nadal ma srogą belkę we własnym oku.

Teraz jak Kalemu ktoś uporządkował formy rytu rzymskiego, to nagle się czują skrzywdzeni. Kiedy się okazało, że jednak nie jest tak, jak przepowiadali, to się podnosi się larum, że to wielka niesprawiedliwość, że jątrzenie i wojna. Tekst odbieram jako krokodyle łzy przedstawiciela środowiska, które uzurpowało sobie prawo do decydowania, która liturgia lepsza (albo, patrząc na notę biograficzną, nawet dwóch środowisk).

Tylko w jednym się zgadzam z autorem: postulat przecięcia dyskusji jest nieszczęśliwy i nie odpowiada postulatowi reformy Vaticanum II, która — inaczej niż inne reformy — nie jest reformą rytów, ale reformą myślenia. Śp. Irena Kucharska często powtarzała, że zwolennicy abp. Marcela Lefebvre są nieodrodnymi dziećmi Soboru, ponieważ w przeciwieństwie do przedsoborowego sposobu pojmowania liturgii, mają na jej temat własne zdanie. (Do tego wydaje się nawiązywać też papież Franciszek w pkcie 16). Jakiekolwiek by ono nie było, byłoby szkodą dla Kościoła, gdyby zupełnie zaprzestano dyskusji z tym środowiskiem, które przecież faktycznie skupia ludzi często o nieprzeciętnej wiedzy i wrażliwości liturgicznej.

No, ale do tego trzebaby, żeby środowisko jako całość (nawet jeśli jest wewnętrznie zróżnicowane, z zewnątrz jest postrzegane jako całość) nabrało odrobinę pokory i dystansu do własnych przekonań. Tak się jednak nie stało. Na tym etapie środowisko może mieć pretensje do samych siebie. Bardzo mnie ciekawi, co się teraz stanie, czy nastąpi refleksja i odcięcie od jednostek, które psują opinię całemu stronnictwu. Ten komentarz nie jest taką refleksją, przyczyn stanu rzeczy woli szukać na zewnątrz, a jeśli teza jakiegoś listu czy dokumentu jest sprzeczna z poglądami, to lepiej, wg słów autora, przymknąć na nią oko.

Drugą nieszczęśliwą rzeczą w DD 31 i TC 1 jest wg mnie zbyt uproszczona implikacja Ojca Świętego od konstytucji soborowych do odnowienia ksiąg liturgicznych. Z powodu opisanego wyżej — reforma soborowa to nie reforma rytów. Dziwi takie szybkie przejście do konkluzji, przy pominięciu odnowienia zaangażowania i postulatu aktywnego uczestnictwa w świetych znakach. Nie jest prawdą, że chęć uczestnictwa w starej formie rytu rzymskiego jest automatycznie odrzuceniem soboru, nie jest też prawdą, że członkowie środowisk tradycyjnych odrzucają reformę (raczej jej nie odrzucają reformy liturgicznej ponieważ mają własne zdanie na temat liturgii). Dlatego bardzo prawdziwy jest drugi akapit DD 31 oraz pkty od 34 dalej, potępiające powierzchowne rozumienie reformy i postulujący jej głębokie rozumienie i formację.

Dlatego najgorszą rzeczą w komentarzu jest zarzut braku kompletności i rzekomego autodezawuowania oraz nadzieja, że przejdzie bez echa. Desiderio desideravi jest pięknym podzieleniem się własnymi poglądami przez Franciszka, który w mojej ocenie w bardzo uczciwy sposób wprost realizuje postulat wyrobienia sobie własnych poglądów na temat liturgii. Poglądów, nie przepisów! przepisy łatwo wydać, ale żeby mieć własne poglądy, to jest trudna sprawa. Lekceważenie wobec tego bardzo ciekawego wykładu liturgicznego pokazuje jak chybiony i odklejony od liturgii jest cały omawiany komentarz.